Na wstępie chcę napisać, że nie jestem psychologiem i nie chcę udzielać rad. Opisuję zjawisko, a w artykule przedstawione są moje opinie i przemyślenia. W przypadku głębokich problemów zachęcam do kontaktu ze specjalistą.
A więc jak to się zaczęło, że zainteresowałam się tematem? Właściwie to tak, że chyba dojrzałam i zaczęłam mieć inną perspektywę na siebie i na świat wokół. Ale od początku.
Czym właściwie jest strefa komfortu?
Ciężko znaleźć jednoznaczną, naukową definicję, bo takiej właściwie nie ma. Można ją określić jako psychologiczną przestrzeń, w której granicach czujemy się dobrze. Na przykład – nie czujemy się dobrze w wystąpieniach publicznych, więc unikamy takich wystąpień, nie zagadamy do obcej osoby, bo czujemy lęk przed rozmową itp. Poza strefą komfortu znika bezpieczna przystań, nie czujemy się dobrze ze sobą, pojawiają się obawy.
Źle, gdy bycie w strefie ogranicza nasz rozwój, nie pozwala na naukę nowych umiejętności, choć w głębi serca bardzo temu chcemy. Blokada, którą czujemy to lęk – przed porażką, przed wyśmianiem. Nie jest to dobre, bo nie pozwala na spełnienie. Jednocześnie czujemy się bezpiecznie, ale smutno.
I tu pojawia się najprostsza z możliwych rad – pokonaj swój lęk. Brzmi bardzo prosto, po prostu „weź i pokonaj”. Ale. Ale są ludzie z tak mocną blokadą w głowie, że nawet jeśli będą mieć siedem tysięcy powodów żeby coś zrobić, to i tak tego nie zrobią, bo będzie siedem tysięcy jeden powodów dlaczego.
Jak sobie pomóc?
Jak sobie pomóc gdy bardzo chcesz, a bardzo nie możesz? Może opowiem co ja robię. A będzie z życia.
Bardzo dawno temu byłam liderem zespołu. Taki lider zespołu średnio dwa, trzy razy w roku brał udział w szkoleniach, często z ludźmi z innych departamentów czy działów. Byłam młoda, świeżo upieczona i…pełna blokad. W głowie kłębiły się myśli…”co jeśli powiem głupotę?” ” a jak mnie wyśmieją?” „nie będę się wychylać”, ” na pewno tego nie wiem”…
To było złe. Strach, że będę musiała coś na forum powiedzieć tak mnie paraliżował, że myślałam tylko o tym, a ze szkolenia nie wynosiłam nic.
Zaczęłam się zastanawiać skąd się to bierze. Przecież byłam liderem, nie miałam problemu z wyrażaniem swojego zdania w moim „bezpiecznym środowisku”. Na kolejnym szkoleniu odważyłam się. Pierwsza zgłosiłam się do standardowego opowiadania o sobie, chętnie zabierałam głos i okazało się, że mam świetne pomysły i dużą wiedzę! Po prostu – obiecałam sobie, że nie będę zwracać uwagi na innych, a ze szkolenia wyniosę jak najwięcej. Ponadto warto sobie uświadomić, że ludzie po dwóch dniach nie pamiętają najczęściej tego, co się tam nauczyli, a już na pewno tego, co kto powiedział, albo zrobił. Po takim szkoleniu jesteś dla większości mglistym wspomnieniem, bez imienia i twarzy.
Doprowadziłam się do takiej perfekcji, że po jednym z takich spotkań trenerka bardzo mi dziękowała, bo bez mojej aktywności nie ruszalibyśmy z miejsca w kluczowych momentach.
Zatem. Wszystko siedzi w głowie. Ja sobie racjonalizuję sytuacje, sprawdzam jakie będę miała zyski a jakie straty jeśli zrobię coś innego, nowego, odważę się podjąć działanie. Czyli można wyjść poza strefę. Ale, jeśli czujesz po pierwszej próbie frustrację, żal, niechęć, koszty są dużo wyższe niż zysk – poczekaj to jeszcze nie ten czas. Ale próbuj, nie poddawaj się od razu.
Możesz zadziałać małymi kroczkami. Jeśli boisz się występować publicznie, nie idź na pierwszy strzał na TED. Zabierz głos na spotkaniu zespołu w pracy, jeśli jeszcze nie miałeś tyle odwagi żeby to zrobić. Zapytaj o coś na zebraniu w szkole. Cokolwiek, byle na forum. Zobaczysz, że poczujesz się lepiej i z każdym krokiem będzie lżej.
Po co nam to?
Wyjście ze strefy komfortu pomaga przy pracy nad pewnością siebie, poczuciem własnej wartości. Czujemy się pewni kiedy coś nam fajnie wyjdzie, a jak już to uczucie urośnie, to łatwiej jest nie martwić się porażkami i iść ze swoim rozwojem dalej.
Tak jak napisałam we wstępie dojrzałam do wyjścia z mojej strefy (która w ciągu wielu lat na szczęście nieco się poszerzyła), walczę ciągle z niektórymi przekonaniami na temat siebie. I może doda to komuś siłę – mimo gorszych dni, chwil, w których myślę, że nie dam rady i się poddam, to konsekwentnie realizuję to, co sobie założyłam. Łącznie z kochaniem siebie taką jaką jestem.
Pozostaje mi wierzyć, że każdy kto chce odważy się i nie cofnie.